poniedziałek, 19 stycznia 2009

Uczniowie na chwałę Ojca

Z rozmowy z ojcem Eugenio, 25 czerwca 2002 w Medziugorju (prowadzil VD)
Nazywam się Eugenio Maria la Barbera Pirovano i urodziłem się we Włoszech, a pracuje w Brazylii. Byłem członkiem Kongregacji do spraw Misji.
Do Brazylii przybyłem 25. stycznia 1979. W roku 1984 otrzymałem od moich przełożonych pozwolenie, by udać się do Gregorianum w Rzymie, aby ukończyć studium misjologii. Zanim zostałem tam posłany byłem proboszczem w Sao Paulo.
Kiedy przybyłem do Rzymu jeden z moich współbraci oskarżył mnie o pewną ważną sprawę, której w ogóle nie popełniłem. Poczułem się zraniony. Na początku grudnia 1987 otrzymałem telefon z Mediolanu, ze mój ojciec ciężko choruje na raka kości. Wobec tego przerwałem studia i pojechałem do ojca, by mu w niedoli pomóc i by trochę przy nim być. Wówczas zdarzyło się też cos z moim bratem, pracującym w pewnej firmie. Oskarżono go o kradzież wielkiej sumy pieniędzy, co wcale nie było prawdą. On jednakże niewinnie wylądował we więzieniu. Wszystko nie przeszło bez skutku obok mnie, więc powiedziałem sobie: Moi przełożeni niesprawiedliwie mnie ocenili, ojciec zmarł na raka, brat niewinnie siedzi we więzieniu... Wówczas myślałem porzucić stan kapłański. Przeniosłem się wówczas do pewnego domu naszej rodziny w okolicy Genui i zaszyłem się w samotności. W maju 1988 r. zaprosił mnie przyjaciel naszej rodziny, który organizował pielgrzymki do Medziugorja, bym sie z nim zabrał. Ale odmówiłem, bo w ogóle nie wierzę, ze tam się Gospa [ale tylko w odniesieniu do Matki Bożej] ukazuje, a także dlatego, ze Medziugorje leży w państwie komunistycznym. Później odwiedzili mnie dwaj inni przyjaciele, którzy dowiedzieli się o całej mej sytuacji i o tym, ze się wzbraniałem pojechać z nimi do Medziugorja. W czasie drugiej rozmowy przekonali mnie w końcu, bym z nimi razem pielgrzymował do Medjugoria. Wobec tego zabrałem sie z nimi, ale pod warunkiem, ze nie będą ode mnie oczekiwali kapłańskiej posługi.
Przybyliśmy do Medziugorja po południu i zaraz dowiedzieliśmy się, że Ivan będzie miał objawienie przy niebieskim krzyżu. Wszyscy z naszego autobusu cieszyli się, ze będą mogli przy tym być - prócz mnie, bo nie wierzyłem. Potem przyszedł Ivan i powiedział, ze nie będziemy mogli być pod-czas objawienia, gdyż tym razem przeznaczone jest ono tylko dla [jego] grupy modlitewnej. Wszyscy z autokaru posmutnieli, tylko nie ja, jako jedyny. Powiedziałem im: „Przyjechaliście do Medziugorja, ale Gospa wcale was nie kocha i nie lubi was tutaj".
Zostaliśmy zakwaterowani w jakimś domu rodzinnym. Warunki nie były wówczas takie, jakie są tam dzisiaj. Z powodu upałów pozamykaliśmy okna, a drzwi - z widokiem na Kriźevac - pootwieraliśmy. Wieczorem, około 18.00 powiedział do mnie jakiś młody człowiek: Idźmy na Krizevac i odmówmy Drogę Krzyżową!". Odpowiedziałem: „Nie pójdę z tobą, bo idziesz ze względu na objawienie, a nie by odprawić Drogę Krzyżową". W ten sposób kłóciliśmy sie trochę. Powiedziałem też jeszcze: „Widzisz, jestem dopiero od dwóch godzin tutaj, a juz sie kłócimy. To niemożliwe, by była tu Królowa Pokoju" Potem podano kolację, a w czasie gdy ją spożywaliśmy, ktoś powiedział, ze mamy patrzeć na Kriżevac, bo nad Kriżevcem widać jakąś szczególną gwiazdę. Któryś z moich przyjaciół powiedział: „Spójrz, ojcze Eugenio, to znak, ze ty masz z nami odprawić Drogę Krzyżową". A ja na to: „Jak może gwiazda przedstawiać Gospe? Takie sprawy nie podobają się nawet Kościołowi", Ktoś mi powiedział:, „Czego ty i wogóle chcesz? Chciałbyś, żeby się tobie Gospa ukazała?"
Żeby nie dopuścić do jeszcze większego sporu wziąłem płaszcz i poszedłem, by jako Kaplan przewodniczyć w Drodze Krzyżowej. Zażądałem od innych, by klęczeli przy poszczególnych stacjach i umyślnie przy każdej stacji modliłem sie dłużej, żeby ich kolana bolały. Padało coraz mocniej, ale my szliśmy dalej i modliliśmy się. Wtem spostrzegłem, ze mój płaszcz był zupełnie suchy. Kilka razy niepostrzeżenie dotykałem innych płaszczy - wszystkie były mokre. Kiedyśmy tak odprawiali Drogę Krzyżową, doszliśmy na szczyt Krizevca - przestało padać. Wystraszyłem sie i powiedziałem do ludzi: „Zostańmy tutaj, a niech każdy pomodli się osobiście". W moim sercu mówiłem: „Gospo, nie wiem, czy Ty tutaj się ukazujesz, ale jeśli się ukazujesz, chciałbym, byś wiedziała, ze nie jestem tylko dobrym Kaplanem, ale pierwszorzędnym. Spójrz, co mi sie przydarzyło: Moi przełożeni źle o mnie myślą. Mój Ojciec zmarł na raka, a mój brat niewinnie siedzi we wiezieniu. Czy to wszystko jest nagrodą za dobro, które czynie?" Tak wypomniałem wszystko Gospie i powoli poszedłem do domu. Jeszcze raz przekonałem sie, ze mój płaszcz był zupełnie suchy.

Nazajutrz poprosił mnie mój konfrater, by pójść z pielgrzymami na Podbrdo [Wzgórze Objawień]. Nie chciałem wygłaszać Kazań, a mój przyjaciel powiedział mi, ze mam tylko mówić Różaniec. Odparłem: „Jeżeli mam tylko mówić Różaniec, pójdę". Wtedy jeszcze nie stały na drodze tablice z tajemnicami różańcowymi, tylko małe, zwykłe, drewniane krzyże. Zobaczyłem mały krzyż i tam przy nim usiadłem. Wtedy podszedł do mnie pięknie ubrany mężczyzna i powiedział: „Ty jesteś ojciec Eugenio". Spojrzałem na niego i zląkłem się, ponieważ brat mój był w więzieniu, a myślałem, ze mnie wsadzą do komunistycznego więzienia. Zapytałem człowieka:, „Kim pan jest?" Odpowiedział: „Nie jest ważne kim ja jestem, ale Jezus dał mi przez Gospę przesłanie i na to, co wszystko na Kriźevcu w modlitwie wypowiadałeś ,chce ci powiedzieć, co Gaspa każe ci przekazać: Gospa powiedziała, ze ty jesteś wspaniałym Kapłanem, ale nie masz ludziom burzyć prostej wiary, jak to uczyniłeś w Brazylii, w kościele Serca Jezusowego, kiedy to ty zakazałeś pewnemu młodemu człowiekowi mówić o Medziugorju." Rzeczywiście wówczas, jako proboszcz zapobiegłem w kościele temu, ale o tym wiedziałem tylko ja sam. Wtedy ten człowiek mówił dalej i powiedział, ze mój ojciec jest z moją matką w niebie. „A tobie Gospa ponieważ jeszcze nie wierzysz da bezpośredni znak." Zląkłem się i uciekłem od tego człowieka. Poszedłem do mego konfratra i powiedziałem mu, ze chetnie bym się wyspowiadał, bowiem sądziłem, ze umrę. Opowiedziałem mu o spotkanym człowieku, który mi mówił rzeczy, o których tylko ja wiedziałem. Powiedziałem tez memu konfratrowi: „Ty, który jesteś przyjacielem Gospy, powiedz Jej, że wierzę, ze sie ukazała, ale ze juz nie życzę sobie żadnego nowego znaku, bo jeśli Ona mi da następny przekaz, ze strachu umrę" Opowiedziałem temu Kaplanowi wszystko, co przeżyłem, a on mi odpowiedział: „]eżeli Gospa tobie naprawdę cos bedzie chciała powiedzieć, to cudownie". Ja jednak odparłem mu, że tego naprawdę nie chciłbym i tyle by mi juz wystarczyło. Tak zakończyła się spowiedź.

Zanim powróciłem do Włoch, przyjechał autobus z pielgrzymami -bez Kapłana. Pytano i poproszono mnie, bym, jako Kapłan poprowadził Drogę Krzyżową, a ja sie natychmiast zgodziłem. Na początku drogi przedstawiłem się i zacząłem się modlić. Przy trzeciej stacji 18-letni może 20-letni chłopak zaczął bardzo płakać, tak że wszyscy uczestnicy patrzyli tylko na niego. Juz nikt mnie nie słuchał. Stawałem się coraz bardziej nerwowy i z powodu tego płaczu modliłem sie coraz szybciej, by móc tym szybciej skończyć. Kiedy osiągnęliśmy szczyt Kriźevca, przestałem sie modlić, a młodzieniec przestał płakać. Młody człowiek podszedł do mnie i prosił o wybaczenie. Powiedział mi, ze tak jak w jakimś filmie widział swoje grzechy i dlatego musiał płakać. Potem od nowa widział dalsze grzechy, zapłakał znowu i za nie żałował. Pomyślałem sobie, jak wiele grzechów musiał mieć, skoro zaczął płakać przy 3. stacji i płakał do 14. stacji. Następnie powiedział mi: Kiedy ty zakończyłeś modlitwę, powiedziała mi Gospa w sercu: „Twoje grzechy są ci odpuszczone, ale idź do kapłana, byś przez niego otrzymał odpuszczenie od Kościoła " Dałem mu rozgrzeszenie, i on miał naprawdę wiele grzechów, które za sobą pozostawił. Potem młody człowiek mi powiedział, ze wstrzyknął w siebie czystą heroinę. Wyciągnął z kieszeni narkotyk i go wyrzucił. Na to powiedziałem: „Nie jestem lekarzem, lecz Kaplanem. Ale wiem, że z narkotykami tak łatwo nie dasz rady skończyć. Dlatego zasięgniemy rady lekarza". Na końcu rozmowy chłopak powiedział mi: „Ojcze, jestem uzdrowiony jestem tym znakiem, który ci Gospa obiecała". Odtąd wszystko we mnie się odmieniło i od tamtego przeżycia co roku przyjeżdżam do Medziugorja - aż do dziś.

Wróciłem z powrotem do Wioch i prosiłem, bym mógł iść do Brazylii. Przybyłem tam, a archidiecezja Sao Paolo została w międzyczasie podzielona na 5 diecezji. Nowy biskup zaprosił mnie, bym objął nową parafie, gdyż tamtejszy proboszcz i wikariusz porzucili stan kapłański. Parafia byla z tego powodu duchowo zraniona. Kilka miesięcy po przejęciu tej parafii powiedzieli mi niektórzy parafinie: „Pisaliśmy do Medjugoria, prosząc o wstawiennictwo Gospy, by Pan nam przysłał właściwego proboszcza. Jesteśmy wdzięczni, ze Pan ciebie przysłał"

W roku 1993 przyjechałem do Medjugoria z wieloma pielgrzymami i byłem u Vicki podczas objawienia. Po objawieniu Vicka spytała: „Kto jest ojcem Eugenio?" Ja się nie zgłosiłem. Dopiero wieczorem poszedłem do Vicki i powiedziałem jej: „Jeżeli sie nikt inny nie zgłosił, to jestem nim prawdopodobnie ja". Vicka mi powiedziała, że Gospa mówiła, żebym opuścił swoją parafie i założył wspólnotę, która zacznie sie modlić w kościele.Odpowiedziałem Vicce: „Zapytaj Gospe, do jakiego banku mam iść, bym dostał pieniądze na założenie wspólnoty..." Było to dla mnie niemożliwe i poszedłem w Medjugorju własnymi drogami. Ale Vicka mnie znów zawołała i powiedziała, ze Gospa na nowo przekazała posłanie, ze pieniądze, które otrzymałem w spadku po ojcu nie są moimi pieniędzmi, ale nalezą do Pana Boga. Mam te pieniądze zużyć na budowe domu i założenie wspólnoty. A o resztę bedzie Ona sama dbała.

Nie bylem jeszcze z tym pogodzony, więc znowu bedąc w Brazylii, odwiedziłem biskupa i wszystko mu opowiedziałem. Na koniec jeszcze mu powiedziałem, że jestem szczęśliwy, że jestem kapłanem i kaznodzieją. Nie pasowałoby do mego życia, bym utworzył wspólnotę, gdyż w Medziugorju i przez Medziugorje powstało juz wiele wspólnot. Myślałem, ze biskup bedzie mojego zdania. Odpowiedział: „Módlmy się najpierw, potem zobaczymy..."

15 sierpnia 1994 przyszła do mnie grupa młodzieżowa z mojej parafii i oświadczyła, ze chce więcej działać. Na to odpowiedziałem: „Czego chcecie więcej? Przychodzicie na Mszę świętą, należycie do grupy modlitewnej i pracujecie w parafii. Gzy to nie dosyć?" Wówczas odpowiedziałem im, co przeżyłem w Medziugorju.
22 sierpnia 1994, zaledwie siedem dni później, w święto Maryi Królowej zadzwonił do mnie biskup i polecił, bym spisał wszystko, co przeżyłem w Medziugorju. Uczyniłem to i na tym staneło.
W styczniu 1995 r. bylem znów w Medziugorju, jak dotąd - corocznie. 11 lutego w święto Matki Bożej zgłoszono mi z Brazylii, że biskup uznał naszą wspólnotę za „Prywatne stowarzyszenie wiernych". Zląkłem sie z tego powodu i pomyślałem: Jak może biskup uznać wspólnotę, skoro jestem jej jedynym członkiem? Ale biskup jest biskupem i tak to przyjąłem.

Osobiście nigdy swojej wspólnoty publicznie nie przedstawiłem, a wszyscy młodzi mężczyźni przyszli sami; coraz więcej ludzi chciało sie dołączyć do naszej wspólnoty. Wspólnota nazywa sie „Uczniowie na Chwalę Ojca" (lunger zur Ehre des Vaters). Został też zaakceptowany strój: jasnoniebieski habit. Przez Vicke Gospa powiedziała, ze do wspólnoty bedzie posyłać ludzi pojedynczo.
Tak wiec wszyscy, którzy są we wspólnocie zostali przysłani przez Gospę. Konieczność tego wymagała - wiec rozpocząłem budować. Chciałem zbudować kościół, który byłby poświecony Królowej Pokoju. Lecz podczas budowy zrozumiałem, ze ma być poświecony Bogu Ojcu, którego jeszcze tak wielu ludzi nie zna.
Jak widać, wszystko stało sie przez Opatrzność Bożą. Gdy pieniądze na budowę sie skończyły, chodziłem do figury Gospy i mówiłem: „Jeżeli chcesz mieć dom dla dzieci, to prześlij mi pieniądze". Wtedy przybyła po raz pierwszy do Brazylii Vicka, a mój konfrater zadzwonił do mnie, mówiąc, ze Vicka chciałaby ze mną mówić. Powiedziała mi telefonicznie, ze Gospa każe mi powiedzieć, ,,ze mam przestać prosić o pieniądze, bo to jest Jej dzieło, a nie twoje". W kilka miesięcy później przybył do mnie pewien bogaty muzułmanin z Brazylii, ktory się nawrócił, dał sie ochrzcić i przeszedł na wiarę katolicką. Zaplanował cały dom, dał na to swoje pieniądze i go zbudował.

Dzisiaj jest nasza wspólnota uznana przez kanclerza kurii diecezji w Brazylii. 22 lutego 1999 wręczono nam dekret, o uznaniu jako „Publiczne stowarzyszenie wiernych" po uprzednim badaniu właściwych władz w Rzymie, bo nie bylo żadnych przeciwskazań („nihil obstat"). Naszym naczelnym zadaniem miała być troska o zaniedbane dzieci, dzieci ulicy. To bylo najważniejsze życzenie Gospy.
Kiedy w prywatnej rozmowie z Papieżem opowiedziałem mu wszystko o wspólnocie, objął mnie, a wspólnoty i nasz apostolat pobłogosławił. Tym samym także Medziugorje, gdyż wspólnota powstała właśnie z inspiracji Gospy. Ów gest wystarczył mi jako znak, i poprzednie inne znaki dane z góry, że także Rzym nas uznał.
Medjugorje. Gebetsaktion Maria -Koni gin des Friedens Nr 66 (2002). Wien, s. 20 – 24 . tłum. Krystyna Plucinska

(Miesięcznik "Znak Pokoju" nr 194/195 VII 2004r.)










na zdjęciach o.Eugenio Maria la Barbera Pirovano