niedziela, 6 czerwca 2010

Oto Matka twoja

Fot: Glasnik Mira

Medziugorje jest radosnym spotkaniem z Maryją (moja pierwsza pielgrzymka)

Moje doświadczenie Medziugorje to doświadczenie miłości. Doświadczenie tego jak Mateńka nas kocha i jak szuka każdego dziecka, aby zaprowadzić je do swojego Syna. Miłość, którą odczuwa się w tym błogosławionym miejscu, jest miłością, którą wylewa Duch Święty. Medziugorje jest radosnym spotkaniem z Maryją, takim spotkaniem, jakie miała, św. Elżbieta w Ain Karim.


Był maj 2002r. Moja mama z moim siostrzeńcem chodzili „śpiewać majówki” i odmawiać różaniec u naszych niedalekich sąsiadów. Majówki były przy figurce Matki Bożej, która była przywieziona i poświęcona w Medziugorje.


Jak wyglądała moja wiara w tym czasie? Chodziłem w każdą niedzielę do kościoła. Chodziłem, aby być, bo tak mnie wychowano, ale nie sprawiało mi to szczególnej radości. Kiedy w tygodniu wypadało święto zawsze upewniałem się czy aby ono na pewno jest obowiązkowe! Ale czułem jakiś sentyment do Matki Bożej. Pamiętam, że wysyłałem datki na budowę bazyliki w Licheniu. Ale nic głębszego.


O Medziugorje nie wiedziałem nic. Choć Królowa Pokoju już wcześniej pukała do mojego serca. Moja ciocia opowiada, że jak kilka lat wcześniej byłem świadkiem na bierzmowaniu mojego kuzyna, jako pamiątkę kupiłem mu książkę o Medziugorje. Kupiłem i dałem nawet jej nie czytając.


Wracając do pamiętnego maja. Na zakończenie „majówek” sąsiadka dała mojej mamie książkę o objawieniach Matki Bożej w Medziugorje. Zacząłem ją czytać. Odczułem w sercu ogromne pragnienie, aby tam pojechać. Nie było dla mnie istotne, z kim i jak, byle jak najszybciej się tam dostać. Zacząłem szukać pielgrzymki. Kiedy zacząłem poszukiwania zadzwoniłem do najbliższego Diecezjalnego Biura Pielgrzymkowego. Powiedzieli mi, że jadą do Medziugorje, ale tylko przejazdem, kiedy nawiedzają sanktuaria Maryjne Europy. To był koniec czerwca a ta pielgrzymka miała być w listopadzie. Nie mogłem tyle czekać. W końcu udało mi się znaleźć na drugim końcu Polski. Czułem ogromne pragnienie, aby Tam już być. Od 15 lipca miałem zaplanowany urlop w pracy. Urlop, który planowałem już w styczniu. Z tego, co pamiętam ta pielgrzymka miała być trochę później.


Nie pomyślałem o tym, że jak Matka Boża zaprasza to i sama wszystko organizuje. Na drugi dzień moja mama mówi mi abym zadzwonił do tego Biura Diecezjalnego. Mówię, że nie, bo już tam dzwoniłem i nie jadą. Ale w sercu czuję silne przynaglenie, aby jednak tam zadzwonić. Więc próbuję jeszcze raz, tym razem odbiera telefon inny Ksiądz. Mówi; My nie jedziemy, ale znam pewną Panią, która organizuje tam pielgrzymki. Podał mi numer telefonu. Dzwonię i pytam; Czy jedzie może Pani w najbliższym czasie do Medziugorje? Otrzymuję odpowiedź, że tak 15 lipca!. Pyta mnie, z jakiej miejscowości dzwonię. Okazuje się, że mogę wsiąść do autokaru 3 kilometry od mojego domu. Mateńka jest cudowna wszystko zaplanowała!!!


Na początku lipca wydarza się tragiczny wypadek na Węgrzech. Byli to pielgrzymi, którzy jechali do Medziugorje. W tym wypadku zginęło 20 osób. Pamiętam rozmowę dwóch mężczyzn na ulicy:, Po co oni tam jechali, jakby nie było w Polsce Częstochowy. W domu też mi odradzali mówili przecież tam była wojna, wciąż jest bardzo niebezpiecznie. Ale w sercu czułem bardzo silne wezwanie. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Muszę wspomnieć, że byłem osobą, która bardzo niechętnie gdziekolwiek się ruszała. A co dopiero na drugi koniec Europy.


W autokarze dosiada się na siedzenie obok starszy Pan. Mówi, że ma na imię Stefan i jedzie do Medziugorje z tego, co pamiętam 6 raz. Pomyślałem; tyle razy! (Od tego czasu byłem w Medziugorje kilkanaście razy ;)) W toku rozmowy okazało się, że jest wykładowcą ekonomii na UJ. Był bardzo skromnym człowiekiem. Bardzo kochał Matkę Bożą i potrafił pięknie o Niej mówić. Nie tylko mówić, ale i świadczyć własnym życiem.


Fot: piotr
Przyjeżdżamy do Medziugorje okazuje się, że nie ma Widzących. Mamy spotkanie z Panią przewodniczką-tłumaczką obok Kościoła, po prawej stronie gdzie są ławki z stolikami dla pielgrzymów u góry przykryte plandeką. Kiedy zaczyna opowiadać o wydarzeniach, które miały miejsce w wiosce, nagle rozpętała się burza. Zaczęły bić pioruny z bardzo silnym wiatrem i deszczem. Nie było szans, aby uciec do Kościoła. Choć to było bardzo blisko. Dzwony zaczęły bić na wieżach. W tym momencie Ksiądz, który był z nami zaczął śpiewać pieśń do Matki Bożej… i burza nagle się skończyła. Myślę, że szatan był bardzo niezadowolony, że mimo wypadku pielgrzymi z Polski nadal przyjeżdżają. Wracając do wyjazdu, z dwóch autokarów, które miały jechać został jeden. Połowa ludzi zrezygnowała po tym jak dowiedzieli się o wypadku. Pamiętam słowa przewodniczki; Jadą ci, którzy są zaproszeni przez Matkę Bożą.


Po kilku dniach pięknych doświadczeń odkrywania tej „Oazy Pokoju” przyjeżdża do wioski Marija. Marija jest tą z Widzących, która do dnia dzisiejszego widzi codziennie Matkę Bożą. Również przez nią Matka Boża każdego 25-dnia miesiąca daje orędzie dla świata. Mamy z Nią spotkanie, na którym mówi piękne świadectwo. Tego dnia Ksiądz wraz z profesorem mają łaskę być na objawieniu Matki Bożej. Marija pozwala, aby u niej w kaplicy były na objawieniu osoby konsekrowane. Ksiądz zabrał, p. Stefana i został wpuszczony. Pan Stefan opowiadał z ogromnym przejęciem, że kiedy rozpoczęło się objawienie poczuł piękny zapach kwiatów. Pamiętam, że powiedziałem, że chciałbym mieć kiedyś taką łaskę, aby być na objawieniu Mateńki.


W niedzielę rano mamy wracać do Polski. W sobotę w czasie obiadokolacji czuję, że muszę iść na „Górę Objawień”. Nie kończąc jedzenia, biorę różaniec w rękę, który otrzymałem od o.Jozo i odmawiając idę w stronę, Podbrdo. W pewnym momencie zaczynam rozumieć, że nie tam mam iść. Zbliża się godzina objawienia. Przechodzę koło Wspólnoty Cenacolo dochodzę do bramy obok… i wracam się. Dostrzegają mnie chłopcy s.Elviry coś do mnie mówią. Nic nie rozumiem. Mówię do nich tylko jedno słowo ” Marija”. Pokazują mi abym szedł do tej bramy. Wracam się chwytam za klamkę otwarte. Wchodzę na jakieś podwórze w oddali słyszę odmawiany po chorwacku różaniec. Modlitwa dobiega z małej kaplicy, wchodzę do środka. Jest kilku Księży, s. Elvira i jeszcze kilka osób. Obok klęczy dziewczyna o azjatyckiej urodzie. Po prawej stronie słyszę, że ktoś modli się w języku polskim. Wchodzi Marija uklęka i po chwili ma objawienie Matki Bożej. Klękam i mam dziwne uczucie: Jakby spływała po mnie ogromna ilość wody. Panuje cisza tylko ptaki za oknem bardzo pięknie śpiewają. Kończy się objawienie, Marija uśmiechnięta mówi do nas kilka zdań po chorwacku i wychodzi.


Dochodzę do tego mężczyzny, który modlił się po polsku i pytam czy zrozumiał, co powiedziała Marija (Teraz wiem, że to był Wiesiek) Powiedział tak ja tutaj mieszkam, a powiedziała to, co zwykle; że Matka Boża modliła się z wyciągniętymi dłońmi nad nami, modliła się za naszych chorych, pobłogosławiła nas i wszystkie dewocjonalia. Myślę, o czym on mówi „to, co zwykle!!! ” W tym momencie poczułem jak moje serce napełnia ogromna miłość. Serce chciało mi pęknąć z radości. Tej miłości nie można z niczym porównać ani jej opisać. Poszedłem na „Górę Objawień” Pamiętam, że podchodzili do mnie nieznajomi ludzie coś do mnie mówili, ściskali mnie. Uklęknąłem pod Krzyżem, który jest za figurą Królowej Pokoju, przytuliłem się do niego i płakałem… ze szczęścia. Kiedy schodziłem z góry słońce było za małym obłoczkiem i tryskały z niego niezliczone piękne promienie we wszystkie strony. Pomyślałem - Miłosierdzie Boże.
Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się Mateńce za to wszystko, co od Niej otrzymałem.