piątek, 25 lutego 2011

Orędzie Matki Bożej z 25 lutego 2011 r.

„Drogie dzieci! Przyroda się budzi i na drzewach widać pierwsze pączki, które dadzą przepiękny kwiat i owoc. Dziatki, pragnę, abyście i wy pracowały nad waszym nawróceniem i byście dawali świadectwo własnym życiem, aby wasz przykład był dla innych znakiem i bodźcem do nawrócenia. Jestem z wami i oręduję przed moim Synem Jezusem o wasze nawrócenie. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Orędzie - video

czwartek, 24 lutego 2011

Tajemnica Mszy Świętej

Jest to świadectwo, które muszę i chcę dać całemu światu dla większej chwały Bożej i dla zbawienia tych, którzy chcą otworzyć serca Panu. Także po to, by wiele osób konsekrowanych Bogu na nowo roznieciło w sobie ogień miłości do Chrystusa; niektórzy z nich mają ręce posiadające władzę, by uobecniać Go w tym świecie, tak by stał się naszym pokarmem. Dla innych, aby przełamali "praktykę rutyny" w przyjmowaniu Go i na nowo ożywili w sobie zadziwienie nad codziennym spotkaniem z Miłością. I dla moich świeckich braci i sióstr na całym świecie, aby żyli wielkodusznie tym największym Cudem: celebracją Eucharystii.

Wasza siostra w Żyjącym Jezusie
Catalina Rivas
Świecka misjonarka Eucharystycznego Serca Jezusa

 

Video: YouTube - abmfm

*Catalina Rivas – współcześnie żyjąca boliwijska mistyczka z miasta Cochabamba.


poniedziałek, 21 lutego 2011

Ta, która miażdży głowę węża...

(…) Ale moc Maryi nad wszystkimi szatanami zabłyśnie przede wszystkim w czasach ostatecznych, kiedy to szatan czyhać będzie na Jej piętę, tzn. na pokorne Jej sługi i biedne dzieci, które Ona wzbudzi do walki z nim. W oczach świata będą oni mali i biedni, poniżeni, prześladowani i uciskani, podobnie jak pięta w porównaniu do reszty członków ciała. Lecz w zamian za to będą bogaci w łaski Boże, których im Maryja udzielać będzie obficie; będą wielcy i możni przed Bogiem, w świętości będą wyniesieni ponad wszelakie stworzenie przez swą gorącą żarliwość, a Bóg tak potężnie podtrzymywać ich będzie pomocą swą, że wraz z Maryją miażdżyć będą głęboką swą pokorą głowę diabła i staną się sprawcami triumfu Jezusa Chrystusa. (...)

Źródło:  Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort."Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny"

sobota, 19 lutego 2011

Świadectwo Vicki w programie "The Late Late Show"

Niebiańska radość w oczach Vicki
Świadectwo Vicki tłumaczyła Manuela Spinelli
Program prowadził Ryan Tubridy
 PS. Program można obejrzeć na stronie na  Gloria.tv

Irlandzkie media (TV3 News) o wizycie Vicki



Video: Mac Aion

piątek, 18 lutego 2011

Vicka w Dublinie

Zgodnie z zapowiedziom widząca Vicka dawała wczoraj świadectwo w RDS Concert Hall w Dublinie (Irlandia). Na spotkanie przybyło około 2000 osób. Tego wieczoru Vicka jak każdego dnia miała objawienie Matki Bożej. Po objawieniu powiedziała między innymi;

- Moje cierpienie było darem od Boga. "Powinniśmy modlić się i dziękować Bogu za dar bólu, cierpienia i powinniśmy prosić Go o siłę do udźwignięcia tego daru".
Maryja przyszła dziś wieczorem bardzo szczęśliwa, każdego wieczoru, kiedy przychodzi  najpierw pozdrawia swojego Syna - Jezusa. 


Pierwszym orędziem jest modlitwa, pokój, nawrócenie, spowiedź i post.
Na zdjęciu Vicka wśród przybyłych pielgrzymów do RDS Concert Hall w Dublinie
fot: Alan Bedson

wtorek, 15 lutego 2011

Uzdrowienie Davida Parkesa

Kilka dni temu zamieściłem informacje o planowanym pobycie Vicki w Irlandii. W programie jej pobytu był również wspólny udział w „Wieczorze Modlitwy” z Davidem Parkesem. Oto krótka historia uzdrowienia tego piosenkarza:
   David był znanym młodym piłkarzem z Irlandii. Jego kariera zapowiadała się bardzo obiecująco. Był żonaty od pięciu lat. On i Anna w tym czasie mieli dwoje dzieci – czteroletnią Lornę i dwunastoletniego Kena. Ken był chory na mukowiscydozę.
W 1977 r. lekarze zdiagnozowali u Davida „chorobę wirusową żołądka”. Leczenie nie przynosiło żadnej poprawy, wręcz przeciwnie tracił na wadze w zawrotnym tempie. Po kolejnych drobiazgowych badaniach postawiono kolejną diagnozę: Chrons Diesease. To choroba wyniszczająca, która atakuje jelita. Cokolwiek jadł, przelatywało przez niego i musiał mieć pod ręką toaletę. Stał się chudy jak szkielet.
Jako dziecko śpiewał w kościelnym chórze. W czasie choroby namówiony przez szwagra David startuje w ogólnokrajowym konkursie. Celem konkursu było wyłonienie nowych talentów. Wygrywa i dostaje zaproszenie, aby wystąpił w „varietes”.
Wbrew opinii lekarzy decyduje się podpisać kontrakt na dwanaście tygodni. Zgadza się jednak na to, aby zgłaszać się codziennie do szpitala, jako pacjent ambulatoryjny. Po ośmiu tygodniach jego stan się pogarsza. Wraca do szpitala gdzie jest przeprowadzona operacja. W ciągu następnych lat nastąpiły kolejne trzy, po których jego stan jeszcze się pogorszył. W końcu lekarze stwierdzili, że w związku z tym, że nie ma żadnej poprawy próbowali cofnąć skutki poprzednich interwencji chirurgicznych i z powrotem połączyli jelita.
Mimo swojej ciężkiej choroby stał się sławny. Miał wspaniały głos i był u szczytu popularności. W tym czasie przechodzi kolejne operacje. W 1998 roku po przeprowadzeniu dziesiątej operacji trwającej jedenaście godzin chirurg informuje jego żonę Annę a następnie Davida:  
- Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Teraz to jest tylko kwestia czasu.  
W tym czasie jego przyjaciele wiedząc, że nie jest w stanie utrzymać swojej rodziny organizują koncert charytatywny. Jak sami przyznali później myśleli również o tym, aby zebrać środki na jego pogrzeb. Na tym koncercie była obecna pisarka Heather Persons*. Prowadziła ona ze wspólnikiem  biuro pielgrzymkowe , które organizowało pielgrzymki do Medziugorje. Kiedy Heather popatrzyła na Davida pomyślała: „Jeśli to jest David Parkes, a ja poślę go do Medziugorja z o. Peterem Rookeyem, zostanie on uzdrowiony”. Po koncercie podszedł do niego wspólnik, Heather i klepiąc go po ramieniu powiedział:
- Słuchaj, przykro nam, że jesteś taki chory. Mamy biuro podróży i chcielibyśmy posłać ciebie i Annę na tygodniową pielgrzymkę.
o. Rookey
Dwa dni później Heather zadzwoniła do Anny i powiadomiła ją, że pielgrzymka jedzie w kwietniu a opiekunem duchowym będzie o.Peter Rookey.
David poinformował Annę, że nie chce mieć nic wspólnego z żadną pielgrzymką gdziekolwiek. Sześć lat wcześniej podjął decyzję o opuszczeniu Kościoła katolickiego. Anna jednak znajduje sposób, aby David zgodził się na wyjazd. Przypomina mu ich wspólny wyjazd z przed wielu lat do Jugosławii. Wspomniała, że tak bardzo pragnął tam powrócić. David zgadza się na wyjazd pod warunkiem: „Żadnej religii! Jadę tam na wakacje”. Anna w przeciwieństwie do Davida w tym czasie jeszcze bardziej zwróciła się w stronę wiary. Była oddana Bogu i Matce Bożej.
Kiedy autokar zbliżał się do Medziugorje jakaś dziewczyna rozpoczyna różaniec. David wpada w szał. Żąda zatrzymania autobusu, chce wysiąść. Autokar jednak jedzie dalej. W tym czasie ból, jaki czuł był straszny. Po przejechaniu wioski wykrzyknął do żony:
- I to już wszystko? Jutro wyjeżdżamy do Dubrownika!
Po usilnych prośbach Anny zgadza się, aby zostali na poranną Mszę św.. Żona namawia go, aby „wpadli”, chociaż na chwilę na nabożeństwo uzdrawiające o Petera. Zgadza się pod jednym warunkiem, że obieca mu, że zaraz potem wyjadą. David czuje strach przed o. Rookeyem, uważa go za człowieka świętego i unika go przez cały czas pielgrzymki. Kiedy przybyli na miejsce o. Peter kład ręce na głowach ludzi; ci upadali na ziemię. David powiedział do Anny:
- Spójrz na tę masową histerię. Kiedy jeden się przewraca, wszyscy chcą robić to samo. Oni to udają.
Po wielu namowach Anny, aby podszedł do błogosławieństwa wściekły, odparł:
- Dobrze pójdę, ale tylko po to, żebyś była cicho!
Najpierw pobłogosławiło go trzech innych księży. Potem o. Peter położył na jego dłoni krzyż i zapytał:
- Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć?
Powiedział, że odczuwa ogromny ból i że lekarze powiedzieli, że ma już niewiele czasu. Ojciec położył na jego głowie dłonie i zaczął się modlić. David tak opisuje to, co wydarzyło się później:
" - W pewnej chwili zaczął mi wyjmować krzyż z dłoni… i następną rzeczą, której byłem świadom, było, że otwierałem oczy i patrzyłem w górę, na twarz polityka, senatora Tonyego Cassidy, który był z nami w grupie. Byłem przekonany, że ktoś mnie uderzył. Wstałem, nieco zmieszany otrzepałem z kurzu ubranie i zapytałem senatora:
-Kto mnie uderzył?
Odpowiedział
- Pan jest z tobą
Czułem przepływające przez moje ciało intensywne ciepło. Później dowiedziałem się, że leżałem na ziemi przez dwadzieścia minut."
David był uzdrowiony, ale jeszcze o tym nie wiedział. Półtora dnia zabrało mu uświadomienie sobie, że pozbył się bólu całkowicie. Nie chciał wówczas opuszczać Medziugorja. Jego uzdrowienie fizyczne było całkowite. Zniknął ból i wszelkie objawy choroby.

Kiedy wybrał się z Anną na Górę Objawień na szczycie Podbrdo, jak mówi, miało miejsce jeszcze ważniejsze uzdrowienie. W tym świętym miejscu spłynął na niego wielki spokój, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Objął swoją żonę i zaczęli płakać
David podsumowuje:
- Gdyby Bóg znów zesłał mi tu na dół, mój krzyż do niesienia, a ja mógłbym wybrać między dwoma uzdrowieniami, wybrałbym to duchowe.

Zaangażował się w dawanie świadectwa o Medziugorje. Zawarł ugodę z Matką Bożą, z wdzięczności za jej ogromne błogosławieństwo nagrał piosenkę „Pozwól mi żyć”. Jak mówi: Gdyby ta piosenka miała ocalić, choć jedno nienarodzone dziecko, byłaby warta wszystkiego.

PS. Opracowano na podstawie książki „W ramionach Gospy” Lary& Mary Sue Eck
PS2. "Modlitwa o cud" 
* - Świadectwo Heather Persons

Uwaga fałszywe orędzie!

Od kilku lat poprzez Internet i sms-y jest rozsyłane fałszywe orędzie. Rzekomo to orędzie miał otrzymać widzący Ivan od Matki Bożej. Tekst tego fałszywego orędzia rozpoczyna się od słów:

„Pilne posłanie od Matki Bożej dla Ivana w Medjugorje. Wojna na Bliskim Wschodzie stanie się groźniejsza i rozprzestrzeni się na cały świat…
JEST TO KŁAMSTWO NIGDY MATKA BOŻA NIE DAŁA TAKIEGO ORĘDZIA W MEDZIUGORJE !!!
Kochani, jeżeli otrzymacie to fałszywe orędzie to proszę odpiszcie do osób, które wam to przysłały, aby zaprzestały go rozsyłać!

Ze smutkiem odkryłem, że to fałszywe orędzie zostało umieszczone na stronie: jezuici.pl. Przykre jest to, że autor czyni to nie zadając sobie nawet trudu żeby sprawdzić czy to orędzie jest prawdziwe. Można to sprawdzić wchodząc chociażby na oficjalną stronę parafii Medziugorje. Dlatego upewnijmy się czy to, co wysyłamy jest wiarygodne. Autor na podstawie tego fałszywego orędzia poddaje w wątpliwość objawienia Matki Bożej w Medziugorje. Zapominając przy tym poinformować czytelników o tym, że 17 marca 2010r. została powołana przez Kongregację Nauki Wiary - Międzynarodowa Komisja w sprawie Medziugorja. Artykuł ukazał się 10 lutego, 2011 więc minęło prawie 11 miesięcy od dnia powołania Komisji. Mam nadzieję, że pominięcie tego faktu wynika z braku wiedzy autora a nie świadomej próby manipulacji czytelnikami.
Od momentu powołania Komisji to Stolica Apostolska a nie biskup miejsca orzeknie o prawdziwości lub nie objawień Matki Bożej w Medziugorje. Wypowiedzi biskupa Mostaru są tylko jego prywatną opinią a nie orzeczeniem Kościoła.

sobota, 12 lutego 2011

W Medziugorju ludzie żyją wiarą

W Medziugorju, jak to w lutym, jest spokojniej. Przebywa tu mniejsza niż zazwyczaj  liczba pielgrzymów. Według danych Centrum Informacji od początku lutego Medziugorje odwiedzily grupy pielgrzymów z  Czech, Austrii , Niemiec, USA, Włoch, Korei Południowej i Polski. Spotkaliśmy  Radoslava Daduliaka ze Słowacji, który obecnie mieszka w Pradze. Przyjechał do Medziugorja po raz pierwszy ze swoją małżonką. Opowiadał nam o swoim życiu i o tym, że jest pod wrażeniem Medziugorja. „To jest pierwsze miejsce, gdzie czuję, że ludzie w swoim życiu żyją Bogiem. Tutaj słuchać modlitwę ludzi, tutaj jest żywa wiara!. Dla mnie Medziugorje jest najpiękniejszym miejscem na świecie” - powiedział Radoslav.
Źródło: Parafia Medziugorje
PS. Dziękuję za tłumaczenie

piątek, 11 lutego 2011

Widząca z Medjugorje w Irlandii

Jak podaje Katolicki Portal „ CatholicIrleand” widząca Vicka będzie w tym miesiącu w Irlandii.

Najstarsza z widzących z Medjugorje planuje w tym miesiącu szereg spotkań w różnych miastach i kościołach w całej Irlandii.

Vicka Ivanković-Mijatović(46 lat) ( na zdjęciu), najstarsza z szóstki widzących będzie uczestniczyć w miesiącu lutym w wielu nabożeństwach w Irlandii, pojawi się również w "Late Late Show". Vicka ma objawienia każdego dnia o godzinie 16.40 (strefa czasowa - Dublin). Jej spotkania zostały zaplanowane w taki sposób, żeby wszyscy mogli brać w nich udział, Będą się one rozpoczynać o godzinie 16.00:

17 lutego w RDS Concert Hall w Dublinie.
18 lutego wystąpi u Ryan’a Tubridy w “The Late Late Show”
19 lutego w Mitchelstown Town Hall w hrabstwie Cork
20 lutego Hotel Silver Springs w Cork
22 lutego w kościele Saint Brendan's w Tralee
27 lutego tym razem o godzinie 19.00, będzie uczęszczać w Wieczorze Modlitwy z wokalistą Davidem Parkesem w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Roscommon

„Tysiące Irlandczyków, każdego roku, odwiedza miejsca pielgrzymkowe. W Medjugorje jest to druga pod względem liczebności narodowość po Włochach” twierdzi Niall Glynn – organizatorka spotkań z Vicką i pilot pielgrzymek do Medjugorje
Sean Ryan
Źródło:CatholicIrleand


Tłumaczenie z języka angielskiego: Agnieszka
PS. Dziękuję Agnieszko!

czwartek, 10 lutego 2011

11 luty - NMP z Lourdes


Świadectwo Jean-Pierre Bely'ego

Jedna z redakcji pism katolickich przeprowadziła wywiad z Jean-Pierre Belym, jedną z ostatnich osób, które doznały cudownego uzdrowienia w sanktuarium Matki Bożej w Lourdes. Poniżej przedstawiamy tę rozmowę.

- Był pan pielęgniarzem, cierpiał pan od roku 1984 na sclerosis multiplex. Został pan przez lekarza w 100% zakwalifikowany jako niezdolny do pracy. Gdy przybył Pan w roku 1987 jako leżący chory do Lourdes, oczekiwał Pan tam uleczenia?

- Najpierw chciałbym powiedzieć, na czym polega choroba, na którą cierpiałem. Jest to choroba centralnego systemu nerwowego, przy której w postępujący sposób system immunologiczny zostaje porażony. Ta choroba niszczy tkankę łączną, którą są powiązane nerwy, co prowadzi w dalszym ciągu do postępującego porażenia odpowiednich partii ciała. Choroba ta występuje w stale postępujących rzutach i pogarsza stan chorego w sposób postępujący aż do kompletnego unieruchomienia, leżenia w łóżku i wreszcie do śmierci. Należy przy tym wskazać, że w tej chorobie nie istnieje rzeczywiste leczenie, również nie ma odpowiednich lekarstw, ani żadnego odpowiedniego postępowania. Stosuje się cortison w wysokich dawkach, aby możliwie opóźnić poszczególne rzuty tej choroby. Gdy wraz z innymi chorymi z pielgrzymki różańcowej przybyłem do Lourdes, to w najmniejszej mierze nie myślałem o możliwości wyleczenia. Właściwie na tę pielgrzymkę pojechałem tylko z powodu łagodnego nacisku pewnego przyjaciela, ale w sercu miałem niezaspokojone żądanie, aby tutaj, w Lourdes, otrzymać konieczną siłę, by móc dalej podążać codzienną drogą.
Przed grotą Massabielle pełen zaufania mówiłem po prostu słowa, w których oddawałem się w pełni Wybawcy i naszej Dziewicy Maryi: "Ty, o Panie, wiesz, co dla mnie jest najlepsze. Ty znasz mnie lepiej, niż ja sam siebie i będziesz mi użyczał tylko tego, co jest dla mego życia najlepsze". Właśnie tutaj udało mi się odnowić moje zaufanie do Boga i oddać się jak zupełnie małe dziecko w dłonie Zbawiciela i Dziewicy Maryi.

- Jednakże w ostatnim dniu pielgrzymki różańcowej - tzn. 9 października został Pan namaszczony olejami. Jakie było działanie tego sakramentu?


- W ostatnim dniu pielgrzymki, 9 października, otrzymałem sakrament pokuty, a następnie namaszczenia chorych. Gdy kapłan naznaczył mnie świętymi olejami na czole i dłoniach, odniosłem wrażenie, że wszystko wokół mnie jakby się przewróciło. Poczułem, że znajduję się gdzie indziej, straciłem rachubę czasu i przestrzeni. Czułem się wesoło, wypełniony spokojem i w pełni wolny od moich obaw, od skrupułów, które gromadziłem od dzieciństwa. Pan przybył i uleczył moje serce "Twoje grzechy są ci wybaczone!"
Ten pokój, ten wewnętrzny spokój, ta wolność dziecka Bożego są we mnie obecne i są one jak ślad światła na drodze mej wiary. Nie znaczy to, że teraz jest wszystko dla mnie proste. Jestem człowiekiem jak wszyscy inni, z siłami i słabościami. Muszę walczyć o moje życie. Rozumiem jednakże, że istnieje coś większego w moim życiu, co mnie pcha do przodu.


- Więc został Pan najpierw uzdrowiony na duszy, a dopiero potem na ciele. Jak przebiegło Pana cielesne uzdrowienie?


- Uzyskałem dwa uzdrowienia: uzdrowienie serca i uzdrowienie ciała. Uzdrowienie serca jest w zasadzie dla mnie piękniejsze. Gdy noszowi znów mnie położyli na łóżko, uzyskałem powtórnie kontakt z rzeczywistością. W tym momencie odczułem w całym ciele zimno, aż do samego wnętrza wrażenie lodowe. Miałem odczucie, że stopniowo wpadam w rodzaj letargu, co czyniło mnie ciężkim. Gdy ta cielesna opresja stała się najsilniejsza, zacząłem odczuwać w moich palcach u stóp lekkie ciepło, które rozchodziło się stopniowo po całym ciele i dawało wszystkim członkom życie. To ciepło, ten żar był nie do zniesienia i czułem się jak uniesiony. Nagle znalazłem się w pozycji siedzącej na brzegu łóżka, zupełnie zdumiony i zapytywałem się, co ja robię? Myślałem, że śnię. Działo się to wczesnym popołudniem 9 października 1987 r., w ostatnim dniu pielgrzymki.


- Co zdarzyło się potem, kiedy wstał Pan po raz pierwszy?


- Dopiero po północy czułem się zmuszony do powstania. Obudziłem się, poczułem rękę, która położyła się na moim biodrze. Usłyszałem dzwony Bazyliki, które wydzwaniały trzecią nocną godzinę, wtedy usłyszałem wyraźnie jakby zaproszenie do wstania: "A więc podnieś się, idź!" Uwierzyłem, że to urojenie mojego umysłu. Odrzuciłem to wezwanie i spróbowałem znów zasnąć. Lecz to zaproszenie powróciło z jeszcze większym naciskiem, jakby mi powiedziano: "Ja zapraszam cię do powstania, jeśli sam tego pragniesz!" Zrozumiałem, że dano mi wolność wyboru. Lecz w jaki sposób mogłem się przeciwstawić temu tak miłemu i delikatnemu zaproszeniu? Pomimo protestów pielęgniarki, która miała nocny dyżur, wysunąłem się z mojego łóżka, postawiłem nogi na podłodze i zacząłem stawiać pierwsze kroki, jak dziecko, które zaczyna chodzić. Resztę nocy spędziłem na dziękczynieniu. Czułem się schowany w ramionach Dziewicy Maryi. Tej nocy odmówiłem cały różaniec. Odniosłem wrażenie, że przy każdej perełce mojego różańca mówię: "Mamo, Maryjo, ja kocham Ciebie".


- Na podstawie medycznej ekspertyzy był Pan stale, przez 10 lat po swoim uzdrowieniu, badany przez lekarzy - jak wyjaśniał Biskup z Angouleme - Pańskie uzdrowienie potraktowano jako znak Boga. Ten znak został spowodowany na prośbę Maryi, Matki Bożej. Jakie przesłanie przekaże nam Pan dzisiaj?


- To, co mi 9 października 1987 r. w Lourdes zostało podarowane, głęboko zmieniło moje życie. Twierdzę to chętnie - Pan postawił mnie znów na nogi. Pan wzniósł mnie od nowa w moim sercu i w moim ciele. Chciałbym Wam wszystkim powiedzieć, że czuję się bardzo małym za tak wiele miłości i chciałbym być świadkiem tej miłości Boga. To czyni mnie szczęśliwym, że tutaj o tym mówię. Odkryłem na nowo sens sakramentu pokuty. Odkryłem na nowo, że jest to sakrament miłości, który człowieka czyni wolnym. Bóg wzywa nas poprzez chrzest, abyśmy byli jego świadkami! Po prostu być świadkami Jego miłości. Nie miejcie obaw, by zaangażować się w Waszych gminach oraz - zgodnie z Waszymi możliwościami - brać udział w przybliżeniu Królestwa Bożego. Ono już się zaczęło i my wszyscy jesteśmy zaproszeni do Królestwa Bożego.
W końcu chciałabym jeszcze raz podziękować i powiedzieć razem ze św. Bernadettą z Lourdes: ja nie chcę Was przekonywać, ja chciałbym po prostu opowiedzieć, co się stało.

- I my dziękujemy, Jean-Pierre za to świadectwo.

Tłum. Barbara Gniotowa, Legnica, za "Steh auf" Maria Namen-Feier, 9-10 sierpnia 2000

Źródło: Tygodnik Katolicki "Niedziela"

Miesięcznik Rodzin Katolickich "Nasza Arka" poświęcony Objawieniom Matki Bożej w Lourdes < zobacz >

Pielgrzymka do Medziugorje

30 - rocznica Objawień Matki Bożej


Tarnów- Kraków - Budzów (Możliwość zabrania na trasie!)
20-27 czerwca 2011
      "Drogie dzieci! Jestem szczęśliwa, że widzę was w tak wielkiej liczbie, że odpowiedzieliście i przybyliście, aby żyć moimi orędziami. Wzywam was, drogie dzieci, abyście byli moimi radosnymi nosicielami pokoju w tym niespokojnym świecie. Módlcie się o pokój, aby jak najszybciej zapanowała era pokoju, na którą moje serce z niecierpliwością oczekuje. Ja, drogie dzieci, jestem blisko was i oręduję za każdym przed Wszechmogącym, wszystkich was błogosławię swoim macierzyńskim błogosławieństwem. Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie"
(Matka Boża w Medziugorje 25 czerwiec 1995 r.)

Kontakt: Pani Danuta tel.kom. +48516714942,  danutam28@interia.pl
tel. +124233026 (na ten numer proszę dzwonić po godz.20)
Można również zapisywać się w parafii Matki Bożej Pocieszenia w Budzowie tel. +338740011


Pozostało już niewiele miejsc!

środa, 9 lutego 2011

Świadectwo Siostry Marie Simon Pierre "Cierpiałam na chorobę Parkinsona"

Przeczytaj świadectwo uzdrowionej Siostry zakonnej za wstawiennictwem Sługi Bożego Jana Pawła II 

fot: Gość Niedzielny

 Cierpiałam na chorobę PARKINSONA, którą zdiagnozowano w czerwcu 2001 roku. Choroba dotknęła całą lewą stronę ciała, powodując poważne utrudnienia, jako że jestem osobą leworęczną. Początkowo choroba rozwijała się w sposób łagodny, ale po trzech latach jej objawy pogłębiły się, wzmagając drżenie, sztywnienie, ból, bezsenność... Od 2 kwietnia 2005 roku z tygodnia na tydzień stawała się coraz poważniejsza, mój stan pogarszał się z dnia na dzień, nie mogłam już pisać, (powtórzę : jestem leworęczna), a kiedy próbowałam, to co napisałam było prawie nieczytelne. Samochód mogłam prowadzić tylko na krótkich odcinkach, gdyż moja lewa noga często „blokowała się” i taka sztywność bynajmniej nie ułatwiałaby jazdy.  Potrzebowałam coraz więcej czasu na wykonywanie mojej pracy, a ponieważ pracuję w środowisku szpitalnym, powodowało to wiele trudności. Byłam zmęczona, wycieńczona.

Po ogłoszeniu diagnozy trudno mi było patrzeć na Jana Pawła II w telewizji. Mimo tego byłam przy nim bardzo blisko w modlitwie i wiedziałam, iż on mógł zrozumieć to, co przeżywałam. Podziwiałam jego siłę i odwagę, która mobilizowała mnie do nie poddawania się i do pokochania tego cierpienia, gdyż bez miłości ono pozbawione byłoby sensu. Mogę stwierdzić, iż była to codzienna walka, ale moim jedynym pragnieniem było móc przeżywać ją w wierze i z miłością przyjąć wolę Ojca.

W Wielkanoc 2005 roku zapragnęłam oglądać naszego Ojca Świętego Jana Pawła II w telewizji, gdyż czułam w duchu, iż będę mogła to uczynić po raz ostatni. Cały ranek przygotowałam się do tego spotkania wiedząc, iż będzie ono bardzo trudne dla mnie (ukazać mi miało bowiem to, jaka będę za kilka lat). Nie było mi łatwo, gdyż jestem względnie młoda. Jednak nieprzewidziane zakłócenia w przekazie telewizyjnym uniemożliwiły mi oglądanie programu.

Wieczorem 2 kwietnia 2005 roku cała nasza wspólnota zgromadziła się, aby dzięki połączeniu na żywo z Rzymem we francuskiej telewizji diecezji paryskiej (KTO)  trwać na czuwaniu modlitewnym na Placu Świętego Piotra. Wraz z siostrami z bezpośredniej relacji dowiedziałyśmy się o śmierci Jana Pawła II. Nagle zawalił mi się cały świat, straciłam przyjaciela, który mnie rozumiał i dawał mi siły, by iść naprzód. W kolejnych dniach czułam wielką pustkę, ale jednocześnie miałam pewność, iż był On nieustannie obecny.

13 maja, w święto Matki Bożej Fatimskiej, papież Benedykt XVI otworzył Proces Beatyfikacyjny Jana Pawła II. Począwszy od 14 maja moje siostry ze wszystkich wspólnot we Francji i w Afryce modliły się o wstawiennictwo Jana Pawła II, prosząc o moje uzdrowienie. Modlitwy trwały bez przerwy aż do chwili, kiedy stwierdzono, iż jestem zdrowa.

Byłam wówczas na wakacjach. Kiedy czas odpoczynku skończył się, 26 maja wróciłam całkowicie wycieńczona chorobą. Od 14 maja towarzyszył mi ciągle pewien werset z Ewangelii według świętego Jana: „Jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą”.

Jest 1 czerwca, nie daję już rady, walczę, aby nie poddać się i utrzymać na nogach. 2 czerwca po południu idę do przełożonej, aby prosić ją o zwolnienie mnie z obowiązków wynikających z pracy. Ona nalega, abym wytrzymała do czasu, kiedy wrócę z Lourdes w sierpniu i dodaje: „Jan Paweł II jeszcze nie powiedział ostatniego słowa”. Podczas spotkania z przełożoną, Jan Paweł II był obecny przy naszej rozmowie, która odbyła się w atmosferze pokoju i pogody ducha. Przełożona podaje mi w pewnej chwili pióro i prosi o napisanie „Jan Paweł II”: jest godzina 17.00. Z wielką trudnością piszę „Jan Paweł II”. Patrząc na nieczytelne pismo przez długi moment pozostajemy w ciszy. Dzień toczy się dalej normalnie.

Po modlitwie wieczornej o godzinie 21.00 weszłam do mojego biura, by następnie udać się do pokoju. Było to między 21.30 a 21.45. Wówczas odczułam pragnienie, by wziąć pióro i pisać. Jak gdyby ktoś mówił mi: „weź pióro i pisz”. Ku wielkiemu zdziwieniu, pismo było wyraźnie czytelne. Nie pojęłam dobrze, co się dzieje, położyłam się na łóżku. Było to dokładnie dwa miesiące po tym, jak Jan Paweł II opuścił nas i udał się do Domu Ojca. O 4.30 obudziłam się zdziwiona, iż mogłam spać. Od razu wstałam z łóżka, moje ciało już nie bolało, nie czułam żadnego zesztywnienia, a wewnętrznie nie byłam już ta sama. Potem, jakieś wewnętrzne wezwanie, jakaś siła skłoniła mnie, bym poszła modlić się przez Najświętszym Sakramentem. Zeszłam do oratorium. Modliłam się przed Najświętszym Sakramentem. Ogarnął mnie wielki pokój i błogość. Coś ogromnego, jakaś tajemnica, które trudno opisać. Następnie, ciągle przez Najświętszym Sakramentem rozważałam nad tajemnicami światła Jana Pawła II. A o godzinie 6.00 wyszłam, by razem z siostrami modlić się  w kaplicy i uczestniczyć w Eucharystii. Musiałam przebyć około 50 metrów i wówczas zdałam sobie sprawę, iż podczas gdy szłam, moja lewa ręka ruszała się, choć zazwyczaj pozostawała nieruchomo wzdłuż ciała. Dostrzegłam również pewną lekkość w całym ciele, zwinność, której nie doświadczałam od dawna. Podczas Eucharystii ogarnęła mnie wielka radość i pokój. Był to 3 czerwca, uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po wyjściu ze Mszy byłam przekonana, iż zostałam uzdrowiona... drżenie w ręce całkowicie ustąpiło. Znowu zabrałam się za pisanie a w południe nagle całkowicie odstawiłam wszystkie leki.

7 czerwca poszłam na okresową wizytę do neurologa, który od 4 lat mnie leczył. Ze zdziwieniem stwierdził całkowity zanik wszystkich objawów, chociaż od 5 dni nie kontynuowałam kuracji. Następnego dnia przełożona generalna powierzyła wszystkim wspólnotom odprawianie dziękczynienia. Całe zgromadzenie rozpoczęło wówczas nowennę dziękczynną do Jana Pawła II.

Minęło już 10 miesięcy od czasu, kiedy przerwałam kurację. Powróciłam do normalnej pracy, piszę bez żadnej trudności, znowu prowadzę samochód, nawet na długich odległościach. Czuję się tak, jak gdybym narodziła się po raz drugi, jakbym rozpoczęła nowe życie, gdyż nic nie jest tak, jak przedtem.

Dzisiaj mogę stwierdzić, iż przyjaciel odszedł z naszej ziemi, ale mimo tego jest bardzo bliski memu sercu. On sprawił, iż wzrosło we mnie pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu oraz miłość do Eucharystii, która zajmuje najważniejsze miejsce w moim codziennym życiu. To, co Pan dał mi przeżyć dzięki wstawiennictwu Jana Pawła II jest wielką tajemnicą, trudną do wyjaśnienia w słowach, gdyż tak jak jest wielka, tak jest silna..., ale dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Tak, „jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą” .
Siostra Marie Simon Pierre

poniedziałek, 7 lutego 2011

Medjugorje - Międzynarodowe Spotkanie Młodych (Festiwal)

26.07. - 08.08.2011r. - 14 dni
Medjugorje
Adriatyk – Dubrownik - Mostar
                Wszystkich, którzy pragną przeżyć wspaniałe rekolekcje, posłuchać wzruszających świadectw i ciekawych wykładów a także uczestniczyć we wspaniałej i radosnej atmosferze wśród młodych ludzi z całego świata - serdecznie zapraszam na Międzynarodowe Spotkanie Młodych (FESTIWAL MŁODYCH) w Medjugorje. 


Koszt wyjazdu: 530 zł + 235 euro
Złotówki płatne w kraju natomiast euro przy zakwaterowaniu w pensjonacie.
ŚWIADCZENIA:
- 14 dni (12 dni pełnego pobytu);
- 11 noclegów w pensjonacie w Medjugorje blisko kościoła;
- śniadania i obiadokolacje;
- opieka duszpasterza i przewodnika;
- ubezpieczenia KL + ASS i NNW;
- przejazd klimatyzowanym i komfortowym autokarem z BARKIEM, WC, VIDEO, DVD;
- pobyt nad wodospadami Kravica w Hercegowinie;
- 3 dni – całodzienny pobyt nad Adriatykiem w Chorwacji (na Riwierze Makarskiej);
- wycieczki do Dubrownika i do Mostaru;
- spotkania i konferencje we Wspólnotach w Medjugorje;
- wyjazd z Wrocławia i z Jeleniej Góry
TRASA: Polska. Czechy, Austria, Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina
UWAGI PRAKTYCZNE  należy zabrać ze sobą:
nakrycie głowy (ochrona przed słońcem)
małe radio z FM, najlepiej ze słuchawkami (tłumaczenia symultaniczne w 16 językach przez radio) można latarkę, składane krzesełko, suchy prowiant na drogę. Nie trzeba zabierać wody mineralnej(!).
Zgłoszenia i informacje dodatkowe:
Monika Swat    tel.   608 29 72 88    e-mail: m_czarna@wp.pl

czwartek, 3 lutego 2011

Parafia Medziugorje - statystyka z stycznia 2011 r.

Liczba udzielonych komunii św.: 51.500
Liczba koncelebransów: 948 (30 dziennie)

Pobratymstwo

Orędzie Matki Bożej z 25.01.2011 r.

„Drogie dzieci! Również dziś jestem z wami i patrzę na was i błogosławię i nie tracę nadziei, że ten świat przemieni się na lepsze i że pokój będzie panował w ludzkich sercach. Radość zapanuje nad światem, bo otwarliście się na moje wezwanie i miłość Bożą. Duch Święty przemienia wielu ludzi, którzy powiedzieli „tak”. Dlatego pragnę wam powiedzieć: dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

fot: Kumstvo

Drodzy bracia i siostry, szanowni członkowie naszej rodziny modlitewnej!
To orędzie jest rzeczywiście wstrząsające. Od samego początku uwierzyliśmy, ze poprzez te orędzia mówi do nas Królowa Pokoju. Zdecydowaliśmy się odpowiedzieć na Jej wezwanie, na życie według Jej orędzi. Aby móc wspierać się wzajemnie założyliśmy wspólnotę modlitewną pod wezwaniem Nawiedzenia świętej Elżbiety. Oprócz modlitwy, której Królowa Pokoju od nas zażądała, zobowiązaliśmy się również do życia według Jej orędzi. To nie jest łatwe, ale daje nam radość. W tym pełnym matczynego ciepła orędziu dostrzegamy szczególne błogosławieństwo i podziękowanie za nasze - tak.
 Zwraca się w nim do wszystkich, którzy odpowiedzieli ze szczególną miłością i nadzieją, że ten świat, w którym jesteśmy obecni i żyjemy zmieni się na lepsze. Tego właśnie oczekuje każdy współczesny człowiek. W czasach, kiedy jesteśmy codziennie bombardowani wiadomościami o przemocy i przelewie krwi, potrzebne jest nam takie orędzie, pełne nadziei, że pokój zapanuje w ludzkich sercach. Zapowiada ono, że pokój nastanie w świecie. Co za radosna wieść! Jak to jest możliwe w tych okolicznościach? To jest możliwe, ponieważ Duch Święty wszystko czyni w tych i przez tych, którzy jak Maryja wypowiedzieli swoje FIAT - tak. Przypominamy tę małą wspólnotę zebraną w sali podczas ostatniej wieczerzy w Jerozolimie, gdzie Matka trwała na modlitwie z apostołami, a uczniowie razem z Nią. Przez trzydzieści lat poznawaliśmy sercem, które otwierało się na Ducha Świętego. To On nas przemienia, jak przemieniał wszystkich czcicieli i pielgrzymów. Według świadectwa Apostołów i Piotra tysiące przyjęły chrzest i przyłączyły się do Kościoła. Tak samo dzieje się dzisiaj. Według naszego świadectwa świat się zmienia, nawraca i za przyczyną Matki powraca do Jej Syna.
Przez trzydzieści lat ze wszystkich ludów i języków, narodów i plemion, pod natchnieniem Ducha Świętego, ludzie spragnieni pokoju i radości biegną ku Matce. Tutaj znajdują Kościół trwający na modlitwie na Podbrdo, na Kriżevcu, w świątyni. Z zapałem włączają się i są szczęśliwi, że mogą doświadczyć obecności Matki w Kościele, podczas modlitwy i na Eucharystii. Zdaje się, że dziś wszystkie drogi świata prowadzą do Medziugorja, do Matki, do Kościoła, do modlitwy z Matką.
Wzniosłe jest to nasze wezwanie i powołanie. Wytrwałość i wierność są szczególnym wyróżnikiem naszej rodziny modlitewnej. Gdyby tylko tę radość nam sprawiła Królowa Pokoju, to już byłoby bardzo dużo. Wielu, bowiem zawdzięcza swoje uzdrowienie i nawrócenie naszym modlitwom. Nauczyliśmy się być Kościołem, mistycznym ciałem Jezusa i współodczuwać z cierpiącymi członkami tego Ciała.
Czujemy się szczęśliwi, że w tym orędziu Królowa Pokoju wskazuje na Ducha Świętego, który nawraca, przemienia i napełnia ludzkie dusze i serca. Wszystko, co wydarza się w Medziugorju, jest owocem Ducha Świętego we współpracy z ludźmi, którzy się na Niego otwierają. Wielka to sprawa nieść innym pokój i radość. To, dlatego Matka Boża w ostatnim zdaniu mówi: «Dlatego pragnę wam powiedzieć; Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie!»
Dziękuje Ci, droga nasza Matko i Królowo Pokoju, za otrzymane łaski. Dziękuję Ci za każde orędzie, które nam przekazałaś. Przemawiasz do nas również przez pielgrzymów, którym udzieliłaś szczególnych łask. Dziękuję Ci za każdy znak, który lubimy nazywać cudami. Dziękuję Ci za wszystkie błogosławieństwa. Dziękuję szczególnie za widzących, którzy wytrwałe i wiernie przekazują wszystkie Twoje orędzia. Dziękuję Ci za wszystkich spowiedników i kaznodziejów. Dziękuję Ci za błogosławionego Jana Pawła II, który tak bardzo Ciebie umiłował. Dziękuję Ci za wszystkich biskupów, pielgrzymów i Twoich czcicieli. Dziękuję Ci za liczne powołania, które dzięki modlitwie Kościoła zrodziły się w Medziugorju. Bądź nadal z nami, miej nas w swojej opiece i błogosław nam.
To orędzie powinno jak najlepiej przygotować nas do udziału w tegorocznym Zjeździe Pobratymstwa. Będzie to również nasze bezpośrednie przygotowanie się do uczczenia trzydziestej rocznicy objawień. To będzie czas nauki, jak szczerze kochać i dziękować za wytrwałość.
W tym miesiącu będziemy modlić się w następujących intencjach:
1. Za widzących i wszystkich świadków objawień, za parafię Međugorje, która będzie odpowiedzialna za przyjęcie wszystkich pielgrzymów, nie tylko w wymiarze materialnym, lecz i duchowym.

2. Za Kościół na czele z Ojcem Świętym Benedyktem, za Komisję medziugorską i wszystkich, którzy niosą odpowiedzialność za ten dar miłosiernej łaski, którą należy strzec z miłością, aby podarować ją Kościołowi i światu.
3. Za wszystkich pielgrzymów i ludzi dobrej woli, którzy otworzyli się na orędzia Matki Bożej, aby byli prawdziwymi świadkami łaski, którą otrzymali.
Široki Brijeg., 03.02.2011

środa, 2 lutego 2011

Orędzie Matki Bożej z 2 lutego 2011 dla Mirjany


„Drogie dzieci, zbieracie się wokół mnie, szukacie waszej drogi, szukacie, szukacie prawdy, ale zapominacie o rzeczy najważniejszej: zapominacie modlić się właściwie. Wasze wargi wymawiają niezliczone słowa ale wasz duch niczego nie doświadcza. Błąkając się w ciemnościach, wyobrażacie sobie również Boga samego według waszego sposobu myślenia a nie takiego jakim jest prawdziwie w swojej miłości. Drogie dzieci, prawdziwa modlitwa pochodzi z głębi waszego serca, z waszego cierpienia, z waszej radości, z waszej prośby o przebaczenie grzechów. To jest droga do poznania prawdziwego Boga, a tym samym również do poznania samych siebie, ponieważ zostaliście stworzeni na Jego obraz. Modlitwa doprowadzi was do wypełnienia mego pragnienia, mojej misji tutaj pośród was, jedności w Bożej rodzinie. Dziękuję wam”.  

Matka Boża pobłogosławiła obecnych i wezwała do modlitwy za kapłanów.

wtorek, 1 lutego 2011

Medugorje 2008 - świadectwo Moniki

 O tym, że w 2008 roku będę organizować wyjazd po raz kolejny wiedziałam już we wrześniu wcześniejszego roku, kiedy to niektóre osoby zaraz po przyjeździe deklarowały chęć wyjazdu w przyszłym roku właśnie ze mną.

Nie obyło się jednak bez problemów. Otóż moja koleżanka z pracy, z którą zastępujemy się podczas urlopów uparła się, że tym razem to ona weźmie urlop na początku sierpnia, a nie ja, jak było do tej pory. Do niczego nie był jej potrzebny taki termin urlopu, bo nie planowała żadnego wyjazdu w tym czasie, ale stwierdziła, że zrobi to tylko dlatego, abym ja nie miała zawsze tego samego terminu. Moje prośby i tłumaczenia, że termin Festiwalu Młodych jest każdego roku ten sam i nie jest on zależny ode mnie, nie przemawiały do niej. Upierała się, że latem 2008 na początku sierpnia nie pojadę do Medugorje, tylko będę siedzieć w pracy. Było mi przykro, a kierownik rozkładał ręce. Modliłam się za tę koleżankę, aby Bóg skruszył jej zatwardziałość i upór oraz o to, aby pozwolił mi znów organizować wyjazd i tym samym, abym dostała urlop w tym czasie. W dniu, w którym mieliśmy dać oficjalne kartki z planem urlopu na rok 2008 siedziałam od rana smutna i zrezygnowana. Gdy kierownik wszedł do pokoju i poprosił o kartki, wtedy moja koleżanka podeszła do mnie i powiedziała tak po prostu, że oddaje mi ten termin, abym organizowała wyjazd, bo ona i tak nie ma planów na początek sierpnia. A co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że ona, niezbyt religijna osoba, stwierdziła, że właściwie to bardzo chciałaby pojechać ze mną do Medugorje i zobaczyć, czy faktycznie jest to tak niesamowite miejsce, jak jej opowiadałam. Jednak wiedząc o tym, że obu nam nie dadzą urlopu w tym samym czasie, kazała mi zabierać się za organizację wyjazdu. Byłam bardzo szczęśliwa i wiedziałam, że to tylko dzięki modlitwie koleżanka zmieniła front w ostatniej chwili.


Był taki moment, że zawahałam się czy organizować wyjazd, czy też nie organizować. Wiąże się z tym tak ogromna odpowiedzialność i ryzyko, że prosiłam Boga, aby dał mi znak, czy chce tego ode mnie, czy też nie. I po kilku dniach miałam telefony w sprawie wyjazdu od osób, które jechały ze mną w roku poprzednim. Nikt nawet nie pytał, czy ja w ogóle organizuję wyjazd, tylko podawano mi - kto i ile miejsc rezerwuje. Wszystko pięknie się układało, chętni byli, a ja nie musiałam nawet dawać żadnych ogłoszeń. Rozeszło się pocztą pantoflową i w marcu miałam już komplet osób a nawet rozpoczęłam listę rezerwową. Z księdzem także nie miałam problemu, bo bardzo chętnie zgodził się jechać ze mną po raz kolejny. A z tym także różnie bywa, bo rok wcześniej aż 22 księży mi odmówiło(!). Nie mogli z różnych względów. Autokar miałam, kierowców takich, którzy już jeździli do Medugorje, tak więc wszystko było na dobrej drodze. W lutym już załatwiłam noclegi i wszystko zostało potwierdzone pisemnie w marcu, a 30 kwietnia właścicielka pensjonatu dostała ode mnie 500 euro zaliczki za grupę. Byłyśmy w kontakcie telefonicznym i wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Wtedy też przeczytałam książkę, w której było coś takiego, co mnie bardzo poruszyło. A mianowicie rozróżnienie pojęć: dzieło dla Boga i dzieło Boga. Różnica pozornie subtelna, a jednak zasadnicza. Otóż zgodnie z tłumaczeniem ojca L.Fabre – dzieło dla Boga polega na tym, że to my SAMI chcemy uczynić coś na chwałę Bożą. Zastanawiamy się, jakie są potrzeby i na podstawie tego opracowujemy projekt działania. Kolejnym krokiem jest nasza organizacja, czyli wprowadzenie projektu w życie, aby tym, co stworzyliśmy, oddać chwałę Bogu. Budowanie w ten sposób jest budowaniem na piasku, bo opiera się na NASZEJ woli. To MY chcemy coś zrobić i polegamy na sobie, bo boimy się zaufać do końca. Z logicznego punktu widzenia dzieło dla Boga jest to coś bardzo dobrego. Analizujemy potrzeby, owocuje to jakimś projektem i staramy się dobrze wszystko zaplanować. A że jest to na chwałę Pana, to organizujemy wszystko bardzo starannie i ofiarujemy to Panu, ale jest to budowanie na piasku – piasku NASZYCH myśli i naszych dobrych intencji.
Dzieło Boga natomiast rodzi się poprzez modlitwę i pragnienie pełnienia woli Pana. Bóg sam udziela natchnień lub do czegoś wzywa i On sam wszystkim kieruje. Tak budowane dzieło ma mocny fundament, którym jest wola Boga. Jest to budowanie na skale i jest to solidna budowla. Budowanie na piasku (naszej woli) zawali się wcześniej czy później.

Po lekturze tej książki miałam wielki mentlik w mojej głowie i w duszy. Nie spałam 3 noce tylko wciąż o tym myślałam. Zastanawiałam się, czy organizowane przeze mnie wyjazdy na Festiwal Młodych w Medugorje są rzeczywiście dziełem Bożym, bo miałam coraz bardziej przygniatającą świadomość, że są one raczej moim dziełem dla Boga, na Jego chwałę. Owszem, to Pan wzbudził we mnie pragnienie organizowania wyjazdów a Maryja przygotowywała mnie do tego przez 5 lat, ale miałam wrażenie, że wszystko, co robiłam potem, było już „moim dziełem”. Wolałam sama nad wszystkim mieć kontrolę i trzymać rękę na pulsie, niż całkowicie oddać to Bogu. Bardzo skrupulatnie wszystko planowałam i wiedziałam, że skoro dużo wcześniej wszystko załatwiałam, o wszystko sama zadbałam, zorganizowałam, to musi być dobrze. Owszem już od początku roku modliłam się za ten wyjazd i za jego uczestników, ale nie zdawałam się na Boga w tej kwestii, tylko wolałam sama wszystkiego dopilnować. Chciałam trzymać w dłoni wszystkie sznurki i nad wszystkim czuwać, zamiast oddać te sznurki Bogu i zaufać, że On sam się o wszystko zatroszczy.
Modliłam się więc do Pana, aby uczynił z tego, czego się podjęłam prawdziwe dzieło Boże, choć w głębi duszy myślałam sobie, że chyba jest na to trochę za późno, bo ja już wszystko zorganizowałam, o wszystkie istotne sprawy wcześniej zadbałam i wszystko musi być w należytym porządku, aby nie powstał chaos. Z takim też nastawieniem wyjeżdżałam z grupą do Medugorje. Jakież było moje zdziwienie, gdy jadąc akurat przez Austrię zadzwoniono do mnie, aby przekazać mi, że nie mam noclegów, mimo wcześniejszych ustaleń, podpisanego oświadczenia i 500 euro zaliczki. Właścicielka pensjonatu okazała się nieuczciwa i przekonałam się o tym, gdy już wiozłam 51 osób. Byłam przerażona i załamana z bezsilności, bo znalezienie na poczekaniu noclegów dla 51 osób w terminie gdy w Medugorje jest 60 tysięcy ludzi jest praktycznie niemożliwe. Takie sprawy załatwia się pół roku wcześniej, albo dojeżdża się na Festiwal każdego dnia z odległych miejscowości. Do tego jeszcze pytanie kierowcy, czy w takim razie wracamy do Polski, wytrąciło pokój z mego serca. Kotłowały się we mnie same złe emocje, w oczach miałam łzy, a w głowie myśli o tym, że tak bardzo się starałam wszystkiego dopilnować, być w stałym kontakcie z właścicielką pensjonatu, nawet w tym celu poduczyłam się chorwackiego, a tu taki zawód. Była we mnie wielka złość na tę kobietę, wielki żal, że tak się stało i to w ostatniej chwili, przerażenie - co zrobię z ludźmi, gdy zajedziemy do Medugorje. Przez moment nawet pojawił się bunt i myśli, że skoro tak się sprawy ułożyły, to w takim razie już więcej nie podejmę się organizacji takiego wyjazdu, bo to zdecydowanie za duży stres i za duża odpowiedzialność. Pojadę jako uczestnik i przynajmniej przeżyje Festiwal duchowo, tak jak tego pragnę, bez rozproszeń związanych z funkcją bycia organizatorem. Przez jakiś czas biłam się z myślami i negatywnymi emocjami, ale w końcu dotarło do mnie, że przecież moja modlitwa została wysłuchana(!) Właśnie teraz zaczynało się prawdziwe dzieło Boga, o które wcześniej się modliłam, bo sama już niewiele mogłam zrobić, pozostawała mi jedynie ufna modlitwa i błaganie Boga, aby znalazł mi jakieś noclegi dla grupy w pobliżu Medugorje, bo o samym Medugorje już nawet nie śmiałam marzyć w tak dramatycznym położeniu. Ponadto przyszło mi do głowy, że skoro, Bóg chciał abym organizowała ten wyjazd, dał mi urlop, ludzi, księdza, to nie zostawi mnie teraz na lodzie, bo przecież dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Wtedy do mojego serca powrócił pokój i ufność. Wiedziałam już, że noclegi jakimś cudem się znajdą, a wyjazd od tej pory będzie już prawdziwym dziełem Boga, tak jak tego pragnęłam. Moje plany, skrupulatna organizacja i zadbanie o wszystko dużo wcześniej, czyli budowanie na piasku moich dobrych intencji, rozpadło się w pył, teraz rozpoczynało się budowanie na skale - skale zawierzenia i ufności, że Bóg sam o wszystko się zatroszczy. Uruchomiłam moje wszystkie kontakty i Bóg okazał mi swoją troskę. Noclegi znalazły się w przeciągu pół godziny. Okazało się, że w miejscu, które mi wskazano, jakaś grupa niespodziewanie i w ostatniej chwili zrezygnowała z pobytu. Było to niesamowite i wiedziałam od razu, kto za tym stoi. W tym momencie bardzo mocno odczułam także w sercu, że Bóg życzy sobie, abym dalej organizowała wyjazdy na Festiwal Młodych. Ucieszyło mnie to, bo taka praca na chwałę Pana daje mi pomimo trudu i stresu ogromną radość i satysfakcję. Poza tym już 5 lat wcześniej modliłam się o to, aby Maryja uczyniła mnie swoim narzędziem i abym właśnie w taki sposób mogła wykorzystywać liczne talenty, które mi dał i z których kiedyś mnie rozliczy. Jedynym, co mnie zastanawiało i o co pytałam Boga, było to, w jaki sposób mam w następnym roku załatwiać noclegi, ponieważ w tej kwestii czułam się bezradna. I nawet w tej kwestii Bóg dał mi odpowiedź.  Otóż ostatniego dnia, już po Festiwalu, dałam się namówić wieczorem na pizzę. Nigdy wcześniej nie byłam w Medugorje na pizzy i jakoś wcale mnie tam nie ciągnęło.  Wtedy jednak zgodziłam się. Poszliśmy do pizzerii i szukaliśmy wolnego stolika. W środku był akurat wolny stolik trzyosobowy, a nas akurat było troje. Jednak ja się uparłam, że chcę siedzieć na zewnątrz. Znalazłam stolik, przy którym siedziało małżeństwo i były tam tylko dwa miejsca wolne. Zawołałam moich znajomych i znalazłam wolne krzesło przy innym stoliku. Kręcili głowami widząc moje kombinacje i upór, ale ja czułam, że mam siedzieć właśnie przy tym stoliku. Zaczęłam rozmawiać z małżeństwem i okazało się, że jest to Polka, która poślubiła mieszkańca Medugorje i mają swój pensjonat. Miło nam się rozmawiało i obiecała mi pomóc w sprawie noclegów w przyszłym roku. Potem okazało się, że nie tylko pomogła, ale nawet zgodziła się, aby właśnie moje grupy były u niej podczas Festiwalu. Co również było dla mnie wielkim znakiem opatrzności Bożej i opieki Maryi.


Wszystko, co działo się na tamtej pielgrzymce w 2008 roku, było prawdziwym dziełem Boga. Mnóstwo osób pojednało się z Bogiem w sakramencie pokuty, jedna aż po 15 latach. Były trzy większe nawrócenia, które poszły w dobrym kierunku. W mojej grupie była jedna osoba niewierząca, jeden narkoman i jeden chłopak zniewolony pornografią i nienawiścią. Modliłyśmy się z koleżanką za te osoby, aby Bóg je przemienił, uzdrowił serca, uwolnił od zniewoleń i to się dokonało. Kolejny przejaw Bożej troski był wtedy, gdy nie mogłam znaleźć noclegów dla kierowców podczas całodziennego pobytu naszej grupy na plaży ostatniego dnia. Obeszłam kilka hoteli i mnóstwo pensjonatów, ale znaleźć coś w sezonie, bez wcześniejszej rezerwacji graniczyło z cudem. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko modlitwa pełna ufności, że skoro jest to dzieło Boga, to i o noclegi dla kierowców On sam zadba. I po krótkiej modlitwie, gdy już byłam zmęczona długim chodzeniem w upale od pensjonatu do pensjonatu znalazłam dla nich miejsce. A że jak już wspomniałam, było to dzieło Boga, to cena noclegów była przystępna, a pokój przyjemny i zacieniony, co jest istotne w tak upalną pogodę, tym bardziej, że w pensjonatach na ogół nie ma klimatyzacji.
Dziełem Boga była też Jego hojność dla naszych nawróconych chłopaków. Dobry Bóg w cudowny sposób dawał im tak zwane „cukierki” i wysłuchiwał każdej, nawet najmniejszej prośby. Jednemu, gdy chciało się pić na Podbrdo, zwrócił się do Pana Jezusa w tej sprawie i pojawiła się obok butelka z wodą. Drugi z kolei wracając późno do pensjonatu prosił w modlitwie, aby zatrzymał się jakiś samochód i go zabrał, bo nie już miał siły iść późną porą pieszo do pensjonatu i Pan okazał się łaskawy. Samochód zatrzymał się zanim zakończył swoją spontaniczną modlitwę. Sama byłam świadkiem takich sytuacji i były to elementy dzieła Boga, którym stała się organizowana przeze mnie pielgrzymka. Momentami nawet i ja byłam zaskoczona tym, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy, tej o dzieło Boże i bardzo namacalnie pokazał mi, że jednak uczynił z tego mojego przedsięwzięcia swoje dzieło.
I chwała Panu za to oraz za uczynienie z pielgrzymki, którą organizowałam prawdziwego Dzieła Boga. Od początku do samego końca, bo nawet piękne świadectwa mówione w drodze powrotnej w autokarze, pomogły niektórym osobom w podjęciu decyzji pójścia za Jezusem.

Monika Swat

PS. Dziękuję Moniko za piękne świadectwo :)